Dwa tygodnie po błotnistym Gryfie przyszło nam zmierzyć się z kolejnym wyścigiem w bardzo ciężkich warunkach.
Blog → Zachodnia Liga MTB edycja #3 Połczyn-Zdrój
Zachodnia Liga MTB edycja #3 Połczyn-Zdrój
Dwa tygodnie po błotnistym Gryfie przyszło nam zmierzyć się z kolejnym wyścigiem w bardzo ciężkich warunkach. Pogoda nie rozpieszcza. Całą noc poprzedzającą start padał deszcz robiąc z trasy jedno wielkie bagno. Dystans mierzył 55 km a przewyższenia oscylowały w okolicach 1100m.
Wyniki:
Piotr Jarmużewski: OPEN: 9, M2: 3
Artur Malec: OPEN 15, M2: 5
Jacek Kuzynin: OPEN: 18, M4: 4
2×3 Racing Team: 3 miejsce
Po 3 wyścigach w cyklu nasza drużyna wciąż prowadzi ze znaczną przewagą
Relacje:
Piotr Jarmużewski:
Także od początku. Myślałem że po ostatnim fantastycznym Gryfie nic mnie nie zaskoczy. Otóż byłem w błędzie. To co się działo na trasie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jechałem i nie wierzyłem w czym ja uczestniczę. Bardzo znaczna część trasy nieprzejezdna. Jedno wielkie błoto. Jechaliśmy prawie cały wyścig że Sławkiem Nizińskim możliwie równo. Nawet nie było szansy się dobrze rozpędzić bo zaraz trzeba było podchodzić, schodzić, iść, biegać. Taki specyficzny duathlon. Na końcówkę zostawiłem mały zapas mocy, aby ok 4km przed meta złapać gumę w tylnym kole. Ostatnie kilometry to próba jazdy po miękkim na przemian z biegiem. Na koniec straciłem przez to ok 7-9min. Finalnie dobiegłem 9 Open i 3 w M2.
Artur Malec:
Tak samo jak Piotrek nie wierzyłem, że coś mnie jeszcze zaskoczy po ostatnim Gryfie. Nic bardziej mylnego. To co działo się na trasie można zakwalifikować do Runmaggedonu. Na początku zgubiłem bidon i musiałem pożyczać „łyczka” od innych zawodników. W dalszej części wyścigu zaczęły łapać mnie skurcze w łydki gdyż moje nogi byly kompletnie niedogrzane przez ciągłe przechodzenie/przejeżdzanie przez różnego rodzaju rzeczki i ciągłe brodzenie w bagnie. Na drugim bufecie się zatrzymałem i dostałem bidon od zawodnika z KDK team za co dziękuję. Finalnie 15 open i 5 w kat. Czekam na wiosne.
Jacek Kuzynin:
Dzisiaj nie czułem jakoś motywacji do ścigania, to chyba przez ten deszcze padający przez cała noc i wizję kolejnego maratonu w błocie. Poza tym, jeszcze chyba nie do końca się zregenerowałem po naszym tygodniowym pobycie nad Gardą. Postanowiłem jednak wystartować, by mocno potrenować bo samemu chyba tego dnia by mi się nie chciało. Na szczęście w czasie wyścigu nie padało. Początek miałem słaby, ledwo utrzymałem się za pierwszą grupą. Na pierwszym zakręcie, zrobił się zator a ja zostałem z tyłu na ok. 25 pozycji. Dalsza część wyścigu to przede wszystkim walka z błotem, trudnymi, bardzo śliskimi zjazdami i w ogóle bardzo wymagającą, interwałową trasą. Przez cały czas starałem się utrzymywać swój mocny rytm ale dobrze zaczęło mi się jechać dopiero w ostatniej godzinie maratonu. Ujechałem sie niesamowicie, chyba najcięższy maraton w ostatnim czasie. Na mete wjechałem 18 open i 4 w kat. M4.